STRONA GŁÓWNA / WYDARZENIA /O ZOFII STRYJEŃSKIEJ (NIE TYLKO) NA DZIEŃ KOBIET
Zofia Stryjeńska jako Tadeusz Grzymała w monachijskiej Akademii (zaznaczona krzyżykiem), lata 1911-1912, archiwum rodziny Stryjeńskich

Zofia Stryjeńska jako Tadeusz Grzymała w monachijskiej Akademii (zaznaczona krzyżykiem), lata 1911-1912, archiwum rodziny Stryjeńskich

/

O Zofii Stryjeńskiej (nie tylko) na Dzień Kobiet

TERMIN piątek, 8 marca 2024
Są kobiety-pistolety (albo „petardy”, jak kto woli). Co do tego, że Zofia Stryjeńska była jedną z nich, wątpliwości żadnych nie ma. O właściwej jej brawurze świadczy chociażby szalona eskapada do Akademii Sztuk Pięknych w Monachium, w roku 1911. Przebrana za chłopca, z dokumentami brata, jako Tadeusz Grzymała, zdaje egzaminy i spośród 200 kandydatów znajduje się w gronie 40 przyjętych. Studiuje przez rok, czy półtora. W monachijskiej Akademii dziewcząt nie przyjmowano, podobnie jak nie przyjmowano ich w Akademii krakowskiej. A Stryjeńska, która miała już za sobą m.in. nauki w Szkole Sztuk Pięknych dla Kobiet Marii Niedzielskiej – „nie chciała uczyć się po damsku”, jak pisał Jerzy Warchałowski. Ale przecież były już wtedy – w Paryżu czy w Warszawie (od 1904 r.) – szkoły sztuk pięknych koedukcyjne. Czy wyjazd Stryjeńskiej do Monachium w męskim przebraniu to była fanaberia, zrobiła to tylko dla „draki”, bo przecież „miała wybór”, jak ktoś powiedział podczas niedawnej dyskusji? Ale cóż to za wybór, kiedy jest ograniczony lub zawężony tylko dlatego, że jest się kobietą? Oddajmy głos samej artystce: „[…] zgoliłam głowę do skóry i w ubraniu męskim Tadzia i za jego papierami pojechałam zapisać się do Akademii Sztuk Pięknych w Monachium, gdyż uznawano tę uczelnię za najtrudniejszą i najlepszą, a maskarada moja o tyle była konieczna, że ani w Akademii monachijskiej, ani w ogóle na wyższych uczelniach kobiet wtedy nie przyjmowano”. Pisze prawdę. Do krakowskiej Akademii Sztuk pierwszą studentkę, zresztą imienniczkę Stryjeńskiej, rzeźbiarkę Zofię Baltarowicz-Zielińską, przyjęto w 1917 r., do pracowni prof. Konstantego Laszczki, przy czym jej nazwisko, o czym w wywiadzie mówi Iwona Demko, nie znalazło się w żadnych oficjalnych rejestrach czy spisach, miała status hospitantki. Akademia Sztuk Pięknych w Wiedniu stała się dostępna dla kobiet w 1921 roku, Akademia Sztuki w Berlinie – rok wcześniej. Wyjątek stanowiła École des Beaux-Arts (Szkoła Sztuk Pięknych) w Paryżu, do której kobiety przyjmowano od 1897 r., ale, jak pisze Ewa Bobrowska, „dostęp do niej był […] dla obcokrajowców utrudniony”. Zauważmy też, że wszystkie inne koedukcyjne szkoły sztuk pięknych tamtych czasów – zarówno te paryskie (jak np. słynna Akademia Julian), jak i warszawska – to były szkoły prywatne. Jeśli zatem kobieta chciała studiować oficjalnie, a nie – prywatnie, na uczelni publicznej, jak krakowska Akademia – to poza Francją nie było to w ogóle możliwe. Oczywiście, także szkoły prywatne mogły cieszyć się renomą, ale Stryjeńska chciała studiować na „uczelni najtrudniejszej i najlepszej” – w Akademii Sztuk Pięknych w Monachium. Jednak dla niej – jako kobiety – w 1911 roku ta droga była zamknięta. Dokładnie tak samo, jak w wieku XIX czy wcześniej. Stryjeńska nie miała wyboru. To, co „najtrudniejsze i najlepsze” wciąż zarezerwowane było wyłącznie dla mężczyzn. Czy miała zrezygnować? Zgodzić się na to, co już kobietom łaskawie przyznano? „Psiakreff” – Zocha nie byłaby sobą, gdyby na to przystała. Jak było w Monachium? Dlaczego nie została dłużej? Oddajmy jej głos: „Po półtora roku studiów wróciłam z Monachium. Przyjechała tam po mnie Mama i przebrała mnie znowu w damskie suknie, bo już zaczęli się coś koledzy domyślać, zwłaszcza Francuzi, którzy nosa mają do kobiet, także Amerykanie zaczepiający mnie, żebym na pauzach się z nimi boksował. Akty męskie – modele pozwalali sobie na świniowate gesty, biorąc mnie za hermafrodytę, i nieraz krew mnie zalewała za olbrzymim blejtramem w klasie malarskiej, gdzie smarowało się akademickie akty naturalnej wielkości. Jednak wściekłość na nich dodawała mi tupetu. Przestraszyłam się dopiero, gdy zasłyszałam pokątnie, że koleżki zamierzają rozebrać mnie do naga – bo Akademia była uczelnią niezwykle surową i uroczystą jako ciało profesorskie i nie tyle z mojej nagości, ile z moich fałszowanych papierów mogła być chryja. Napisałam więc do domu o przysłanie mi kiecek, peruki z lokami i mych papierów, bo chcę wracać, z czym Tato Mamusię zaraz wyprawił, bo ogromnie się gorszył tą moją eskapadą, zwłaszcza gdy dowiedział się, żem Tadzia papiery zgrandziła i Tadek też odpowiednią dostał za to pucówkę.  […] Przebywszy kurs rysunku prof. Hackla, malarski prof. Habermanna, historii sztuki Fritza Burgera i anatomii malarskiej, wróciłam do Krakowa w najmilszym towarzystwie Mamusi, która ułatwiła mi odzyskanie sympatii Ojca i wasymilowanie się ponowne w rzeczpospolitą rodzinną”.
 
Na zdjęciu, pochodzącym z archiwum rodziny Stryjeńskich, widzimy studentów Akademii Sztuk Pięknych w Monachium w roku szkolnym 1911/1912 – a wśród nich – dwie kobiety. Jedna jest naga. To modelka. Kobieta w monachijskiej Akademii mogła oficjalnie wystąpić tylko w takiej roli – być przedmiotem, a nie – podmiotem artystycznych działań. Jej odsłonięte ciało, w otoczeniu postawnych, ubranych mężczyzn, uderza bezbronnością. Czy gdyby siedział tam nagi model, efekt byłby podobny? Wydaje się, że nie w takim stopniu. Nie tylko ze względu na to, że odmienność między kobietą a mężczyzną nigdzie nie jest tak wyraźna, jak w fizyczności, ale także dlatego, że mężczyźni mogli być i modelami, i artystami. Mieli wybór. Płynnie zmieniali strony. Kobiety nie. Dlatego Zofia Stryjeńska, która na brak wyboru się nie godzi, na zdjęciu musi być incognito. Rozpoznajemy ją głównie dzięki temu, że zaznaczona jest krzyżykiem – ma garnitur, krótkie włosy, lekko się garbi, patrzy nieco spode łba. „Draka” w Monachium mogła wcale nie być taka bardzo zabawna. W tym swoim najeżeniu Stryjeńska wydaje się nawet bardziej bezbronna niż naga modelka, która spokojnie patrzy w obiektyw, chyba mniej skrępowana od strojących nieco głupawe miny, otaczających ją facetów. Zaraz zaraz. To w końcu o kim tu opowiadamy? O Stryjeńskiej – „kobiecie-pistolecie”, „kobiecie-petardzie”, czy Stryjeńskiej – „kobiecie-bezbronnej”? Jest i taka, i taka. Dzielna i delikatna, silna i słaba, mocna i krucha jednocześnie. Na tym polega jej tajemnica, a może i tajemnica kobiecości.

 

Z okazji Dnia Kobiet życzmy sobie, by Kobiety nie musiały już więcej wybierać między kobiecością, a podmiotowością, by mogły cieszyć się sobą i swoją tajemnicą, i nie rezygnowały z żadnego z jej wymiarów.


Tekst: Ewa Chudyba

 

Bibliografia:

E. Bobrowska, „Emancypantki? Artystki polskie w Paryżu na przełomie XIX i XX wieku”, w: „Archiwum Emigracji. Studia – Szkice – Dokumenty”,  Toruń 2012, Zeszyt 1–2 (16–17), s. 12-13.
https://apcz.umk.pl/AE/article/view/2315/0

Z. Stryjeńska, „Chleb prawie że powszedni. Kronika jednego życia”, w opracowaniu M. Budzińskiej i A. Kuźniak, Wołowiec 2016, s. 23 -24.

J. Warchałowski, „Zofia Stryjeńska”, Warszawa 1929, s. 12.

„Zwycięstwo Zofii”, z Iwoną Demko rozmawia Monika Stelmach, Dwutygodnik.com, data publikacji: 08/2019

 https://www.dwutygodnik.com/artykul/8427-zwyciestwo-zofii.html

„Fighting for Visibility: Women Artists in the Nationalgalerie Before 1919”, Staatliche Museen zu Berlin
https://www.smb.museum/en/museums-institutions/alte-nationalgalerie/collection-research/conservation-care/fighting-for-visibility-women-artists-in-the-nationalgalerie-before-1919/
Ta strona używa plików cookies Dowiedz się więcej